Tematem drugiego spotkania było zachęcanie dziecka do współpracy. Prowadząca cykl psycholog Ewa Balejova rozdała nam wszystkim materiały do ćwiczeń oparte na książkach Elaine Mazlish i Adele Faber, znanych autorek poradników dla rodziców. Najpierw zapisywałyśmy to, co każdego dnia wymagamy od naszych dzieci, by robiły lub nie robiły. Potem zastanawiałyśmy się, w jaki sposób można to powiedzieć inaczej, tak, by nie naruszyć godności dziecka, a przy tym być skutecznym! Pomagały w tym krótkie komiksowe dialogi.
Następnie Ewa zaproponowała bardzo ciekawe ćwiczenie. Rozdała nam kartki z typowymi wypowiedziami, które tak często w dzieciństwie słyszałyśmy z ust naszych rodziców (jedna z uczestniczek trafnie skwitowała którąś z wypowiedzi zdaniem: „Powiało moją mamą…”) i które bardzo niełatwo wyplenić z naszego własnego języka. Po kolei czytałyśmy teksty, a potem wczuwałyśmy się w role dzieci i zastanawiałyśmy się, co czujemy słysząc takie komunikaty. Najczęściej było to poczucie bezsilności, złość na rodziców, poczucie winy i bycia nic nie wartym, obrona poprzez ignorowanie. Ani razu nie pojawił się nawet cień chęci współpracy! Zdałyśmy sobie sprawę, jak muszą się czuć nasze dzieci, kiedy są pouczane, oskarżane, ośmieszane lub karane. Uczucia, które w nich się rodzą są bardzo destrukcyjne i obciążają relację rodzic-dziecko na całe życie.
Najcenniejsza w całej sesji była jednak wymiana wzajemnych doświadczeń. Metody z książek „Jak mówić, żeby dzieci nas słuchały. Jak słuchać, żeby dzieci do nas mówiły” oraz „Wyzwoleni rodzice. Wyzwolone dzieci” nie są uniwersalną receptą i trzeba je dostosować do potrzeb i charakteru konkretnej rodziny. Opowiadałyśmy sobie, jak na nasze próby zmiany sposobu komunikacji reagują nasze dzieci. Wymyślałyśmy też nowe, kreatywne, ale zawsze oparte na szacunku sposoby zachęcania do współpracy naszych pociech – oraz mężów! Indywidualne zastosowania metod zawartych w książkach Mazlish i Faber okazały się bardzo inspirujące. Dużą część dyskusji poświęciłyśmy też sposobom radzenia sobie z własnym gniewem bez wyładowywania się na naszych bliskich.
Końcowy wniosek był jeden: musimy cały czas być niezwykle elastyczne i kreatywne w naszym współżyciu z dziećmi. Nawet metody typu „dwa słowa” („Dzieci, piżamy!”) lub opis („Do rysowania służy papier, nie podłoga”) zbyt często powtarzane bywają przez dzieci ignorowane i stawiane na równi z tradycyjnym „ględzeniem”.
Dzieci to nie roboty, by zawsze na nie „działało” to, co nauczyłyśmy się z książek. Trzeba wprowadzać elementy zabawy, humoru, słowa pisanego (liściki) oraz tzw. języka osobistego („Chcę, żebyś to zrobił, bo to dla mnie ważne”), oraz wymyślać, tworzyć, zaskakiwać nasze dzieci. A przy tym wszystkim zawsze pamiętać, że ważne jest nie tylko „co” mówimy, ale „jak” – tzn. tak, jak chcielibyśmy, żeby zwracano się do nas.
(autorka relacji: Stefania Szostok)