Nie zebrałyśmy się w noc świętojańską na sabat, nie skakałyśmy przez ogień, nie rzucałyśmy wianków na wodę i nie szukałyśmy kwiatu paproci, ale za to uczciłyśmy letnie przesilenie słońca po swojemu! 24 czerwca przyjechałyśmy do podpraskich Černošic, żeby spotkać się w malowniczym ogrodzie z placem zabaw w sąsiedztwie Clubu Kino. Pogoda była iście świętojańska, bardzo zachęcająca do piknikowania.
Ale nie tylko pogaduchy i jedzenie różnych pyszności były celem spotkania. Całkiem spontanicznie Marysia K. połączyła piknik z bazarkiem rzeczy używanych oraz rękodzieł naszych utalentowanych tramPOLinowych mam. Zaraz po przybyciu rozłożyłyśmy więc swe koce, a niektóre z nas zasypały je całym mnóstwem towaru. Najczęściej były to ubranka dla dzieci i zabawki, ale można też było okazyjnie nabyć sprzęt narciarski, wino i miodek z Morawy, ubrania i buty dla dorosłych oraz fantastyczne hand-made wyroby Marysi K. i Magdy J.-S. – kolczyki, brosze, pluszaki. Wielkie zainteresowanie wzbudziły Marysine „mydełka w sweterkach” czyli mydła Dove opakowane warstwą kolorowego filcu.
Zakupy szły nieźle, szkoda tylko, że z zewnątrz przybyła tylko jedna osoba, by przejrzeć oferowane towary. No cóż, cała impreza wymyślona została na szybko, nie było więc czasu na reklamę… Nic to jednak nie szkodziło, bo choć utarg był niewielki, wspaniale się bawiliśmy, i to chodzi. Największą radochę miały jednak nasze dzieci.
Odkryły bowiem wąż ogrodowy przyłączony do kranu i raz dwa nauczyły się go odkręcać. Odbył się więc świętojański Śmigus Dyngus! Dzieciaki zlewały się i pryskały lodowatą wodą od stóp do głów. Szczęściarz ten, kto w porę zdjął ubranko.
Maluchy szalały w samych majteczkach lub zupełnie nago! W polewaniu pomagała też wesoła ciocia Ilonka B. Wodne szaleństwa trwały długo, a brzdące trzeba było niemal siłą odrywać do kranu!
Piknik odbywał się na zasadzie: „przynosimy jedzenie dla siebie”, ale na koniec każdy, kto miał czym, dzielił się ochoczo. Wymienię tylko kilka z przyniesionych smakołyków: brownies Marysi K., kisz Marty R.-M., szarlotkę Ireny M., racuszki Dominiki R…. Piknik całą gębą!
Na koniec zaś tatusiowie, którzy również uczestniczyli, a nawet sprzedawali na imprezie (!), rozpalili ognisko. Nie wszyscy uczestnicy przygotowali kiełbaski, za to ci lepiej zaopatrzeni chętnie się podzielili. W tym punkcie spotkania tramPOLinowe rodzinki zaczęły już rozchodzić się do domów, choć rozweselone dzieciaki wcale nie miały na to ochoty.
Ledwo skończył się świętojański bazarek, a już Marysia K. planuje kolejny, we wrześniu, tym razem w Pradze i z mocnym polskim akcentem. Większość z nas przyklasnęło temu pomysłowi. Zamierzamy nie tylko pozbyć się niepotrzebnych, choć ładnych i użytecznych rzeczy z naszych domów, ale przede wszystkim zaprezentować nasze talenty – polskie rękodzieło i polskie jedzenie. Czas i miejsce zostanie ogłoszone. Jest się na co cieszyć!
(autorka relacji: Stefania Szostok)